• O patronie

        • cooltext265970089908675

           

          Jan Brzechwa

          (Jan Wiktor Lesman)

          1898 – 1966

           

          Polski poeta pochodzenia żydowskiego,

          autor wielu znanych wierszy i bajek

          dla dzieci, satyrycznych tekstów dla dorosłych,

          a także tłumacz literatury rosyjskiej.

           


           

          Najpiękniejsze wiersze Jana Brzechwy  



           

                                           "Mucha"               

                                                             
          Z kąpieli każdy korzysta,
           a mucha chciała być czysta.
          W niedzielę kąpała się w smole,
          a w poniedziałek w rosole,
          We wtorek - w czerwonym winie,
          a znowu w środę - w czerninie,
          a potem w czwartek - w bigosie,
           w piątek - w tatarskim sosie,
          W sobotę - w soku z moreli...
          Co miała z takich kąpieli?
          Co miała? Zmartwienie miała,
          bo z brudu lepi się cała,
          a na myśl jej nie przychodzi,
          żeby wykąpać się w wodzie.

                       

           

               "Żaba" 

           

          Pewna żaba była słaba
          więc przychodzi do doktora
          i powiada, że jest chora.

          Doktor włożył okulary,
          bo już był cokolwiek stary,
          potem ją dokładnie zbadał,
          no, i wreszcie tak powiada:

          "Pani zanadto się poci,
          niech pani unika wilgoci,
          niech pani się czasem nie kąpie,
          niech pani nie siada przy pompie,
          Niech pani deszczu unika,
          niech pani nie pływa w strumykach,
          Niech pani wody nie pija,
          niech pani kałuże omija,
          niech pani nie myje się z rana,
          niech pani, pani kochana,
          na siebie chucha i dmucha,
          bo pani musi być sucha!"

          Wraca żaba od doktora,
          myśli sobie: "Jestem chora,
          a doktora chora słucha.
          Mam być sucha - będę sucha!"

          Leczyła się żaba, leczyła,
          suszyła się długo, suszyła,
          aż wyschła tak, że po troszku
          została z niej garstka proszku.

          A doktor drapie się w ucho:
          "Nie uszło jej to na sucho!"

           

          "Jak rozmawiać trzeba z psem?"

           

          Wy nie wiecie, a ja wiem,
          jak rozmawiać trzeba z psem,

          bo poznałem język psi,

          gdy mieszkałem w pewnej wsi.

          A więc wołam: - Do mnie, psie!
          I już pies odzywa się.

          Potem wołam: - Hop-sa-sa!

          I już mam przy sobie psa.

          A gdy powiem: - Cicho leż!
          Leżę ja i pies mój też.

          Kiedy dłoń wyciągam doń,
          grzecznie liże moją dłoń.

          i zabawnie szczerzy kły, 

          choć nie bywa nigdy zły.

          Gdy psu kość dam - pies ją ssie,
          bo to są zwyczaje psie.

          Gdy pisałem wierszyk ten,            

          pies u nóg mych zapadł w sen,

          Potem wstał, wyprężył grzbiet,
          żebym z nim na spacer szedł.

          Szliśmy razem - ja i on,
          pies postraszył stado wron,

          Potem biegł zwyczajem psim,
          a ja biegłem razem z nim.

          On ujadał, a ja nie.
          Pies i tak rozumie mnie,

          Pies rozumie, bo ja wiem,
          jak rozmawiać trzeba z psem.

                                                                                 


             "Hipopotam"   

          Zachwycony jej powabem
          hipopotam błagał żabę:

          "Zostań żoną moją, co tam,
          jestem wprawdzie hipopotam,
          kilogramów ważę z tysiąc,
          ale za to mógłbym przysiąc,
          że wzór męża znajdziesz we mnie
          i że ze mną żyć przyjemnie.
          Czuję w sobie wielki zapał,
          będę ci motylki łapał
          i na grzbiecie, jak w karecie,
          będę woził cię po świecie.
          A gdy jazda już cię znuży,
          wrócisz znowu do kałuży.
          Krótko mówiąc - twoją wolę
          zawsze chętnie zadowolę,
          każdy rozkaz spełnię ściśle.
          Co ty na to?"

          "Właśnie myślę...
          Dobre chęci twoje cenię,
          a więc - owszem, mam życzenie..."

          "Jakie? Powiedz, powiedz szybko,
          moja żabko, moja rybko,
          i nie krępuj się zupełnie,
          twe życzenie każde spełnię,
          nawet całkiem niedościgłe..."

          "Dobrze, proszę: nawlecz igłę!"

           

           

                    "Jeż"

          Idzie jeż, idzie jeż,
          może ciebie pokłuć też!

          Pyta wróbel: "Panie jeżu,
          co to pan ma na kołnierzu?"

          "Mam ja igły, ostre igły,
          bo mnie wróble nie ostrzygły!"

          Idzie jeż, idzie jeż,
          może ciebie pokłuć też!

          Zoczył jeża młody szczygieł:
          "Po co panu tyle igieł?"

          "Mam ja igły, ostre igły,
          żeby kłuć niegrzeczne szczygły!"

          Sroka też ma kłopot świeży:
          "Po co pan się tak najeżył?"

          "Mam ja igły, ostre igły,
          Bbędę z igieł robił widły!"

          Wzięła sroka nogi za pas:
          "Tyle wideł! Taki zapas!"

          W dziesięć chwil już była na wsi:
          "Ludzie moi najłaskawsi,

          Otwierajcie drzwi sosnowe,
          dostaniecie widły nowe!"

           

                   "Ślimak"

          "Mój ślimaku, pokaż rożki,
          dam ci sera na pierożki."

          Ale ślimak się opiera:
          "Nie chcę sera, nie jem sera!"

          "Pokaż rożki, mój ślimaku,
          dam ci za to garstkę maku."

          Ślimak chowa się w skorupie.
          "Głupie żarty, bardzo głupie."

          "Pokaż rożki, mój kochany,
          dam ci za to łyk śmietany."

          Ślimak gniewa się i złości:
          "Powiedziałem chyba dość ci!"

          Ale żona, jak to żona,
          nic jej nigdy nie przekona,

          Dalej męczy: "Pokaż rożki,
          dam ci za to krawat w groszki."

          Ślimak całkiem już znudzony
          rzecze: "Dość mam takiej żony, 

          życie z tobą się ślimaczy,
          muszę zacząć żyć inaczej!"

          I nie mówiąc nic nikomu,
          po kryjomu wyszedł z domu.

          Lecz wyjść z domu dla ślimaka
          to jest rzecz nie byle jaka.

          Ślimak pełznie środkiem parku,
          a dom wisi mu na karku,

          a z okienka patrzy żona 
          i wciąż woła niestrudzona:

          "Pokaż rożki, pokaż rożki,
          dam ci wełny na pończoszki!"

          Ślimak jęknął i oniemiał,
          tupnął nogą, której nie miał,

          po czym schował się w skorupie
          i do dziś ze złości tupie.